Bije na głowę waszych friendsów, poznawanie matki czy inne teorie wybuchu.
Żarty czasami lecą tak szybko, że trzeba stopować serial, powstała nawet strona internetowa z objaśnieniem wszystkich gagów, dużo odniesień do kina, polityki, czy amerykańskiej popkultury. Poziom żenady i niezręczności wręcz wylewa się z ekranu, za pomocą bezkonkurencyjnego scenariusza (scenarzyści to pieprzeni geniusze) oraz ŚWIETNIE rozpisanych bohaterów, z których każdy jest niesłychanie charakterystyczny. Pewna scena w ostatnim odcinku wywołuje łzy po 9-sezonowym śledzeniu pracowników biura.
Niektóre fragmenty to czyste złoto, można oglądać je w nieskończoność, wystarczy zobaczyć ile mają wyświetleń na YouTube.
10/10 bez wahania.
Jak widać różne są gusta, ja jestem w trakcie oglądania tego serialu i potwornie mnie on nudzi, czego oglądając "Przyjaciół" nie doświadczyłam ;)
Wszystkich, co negatywnie wypowiadają się o tym serialu, powinno się deportować. Gdzieś, gdzie nie mam internetu i oczywiście innych ludzi, żeby nikogo nie wkurzali.
W życiu można mieć też różne gusta, tak myślę. Chociaż dla mnie serial był bardzo dobry.
Serial jest świetny, ale każdy ma prawo do własnej wypowiedzi. To bardziej angielski humor niż np. przywołani "Przyjaciele" (którzy mnie rozśmieszyli chyba raz, a i to tak
Kwestia gustu, humoru i wielu innych czynników. Dla mnie subiektywnie nr 1 jest Wielki podryw, ale Przyjaciele czy Biuro poważam równie mocno i obiektywnie jak dla mnie stoją w jednym szeregu. Nie za bardzo pozytywnie wspominam Jak poznałem waszą matkę i nie mam ochotę do tego wracać… do Biura wiem że kiedyś wrócę, do przyjaciół jeszcze w tym roku, ale na Teorie Wielkiego podrywu mam ochotę już teraz, bo nie oglądałem kilka lat. Bardziej zastanawiam się jaki inny równie mocny sit com wybrać. Od Brooklynu sie odbiłem mocno już po S4 i bardziej mnie drażnił niż sie nie podobał.
Mam takie samo odczucie. Zabrałem się do The Office po zachętach z wszelakich stron. Oglądam bez emocji, ale głównie jestem zażenowany i poirytowany. Jak wielu osobom musi się podobać tępy amerykański humor, jestem zszokowany. A Karolak to komik na miarę światową dla nich. I się dziwić, że polskie komedie się dobrze sprzedają - mają komu.
Skończyłam pierwszy sezon. Raz mi drgnęły kąciki ust. Ale liczę, że się rozbuja.
Próbuję się zebrać w garść po odejściu wiadomo kogo. Nie sądziłem, że można aż tak zżyć się z bohaterami serialu.
Hmm bez przesady, że tak miażdży Przyjaciół albo Teorię.
To porównywalnie świetne seriale choć Office mocno się różni więc nie musi wszystkim pasować. Ja osobiście jestem zachwycony wszystkimi tymi produkcjami.
To są te seriale, na które nie chcący natkniesz się, a potem już nie możesz przełączyć mimo, że znasz je na pamięć :-)
"'Allo 'Allo!"? Z czym do ludzi? Dowcip na poziomie podstawówki. "The Office" to inna (lepsza) rzeczywistość!
Tylko że o tym serialu Biuro za kilka lat nikt nie będzie pamięntał.
Allo Allo to kultowy serial, o nawet za 100 będą o nim pamiętać.
No tak, powinienem zacząć i skończyć na tym, że to zawsze będzie rzecz gustu. Mnie po prostu nie rajcuje, gdy coś jest podane na tacy, jak w "13 posterunek" lub innym "Co ludzie powiedzą?". W tym przypadku fajnie jest być w mniejszości. A i 1000 lat nie ma tutaj znaczenia. P.S. "pamiętał".
Czy znajdzie się tu chociaż jedna osoba, która uważa, że serial jest niesamowicie irytujący, a nie śmieszny? Biurowe śmieszki przerysowane do granic absurdu, a najgorszy główny bohater. :) Wysiadłam po pierwszym sezonie. Jedyne co, to było mi okrutnie szkoda tych pracowników biura...
Jeśli chodzi o początkowy sezon, to mogę się zgodzić, że jest irytujący, gdyż jest zrzynką brytyjskiej wersji tego serialu i dlatego w większości w ogóle nie bawi, brytyjski humor i kreacja Steva Carrella mnie również wkurzały, od 2. sezonu porzucili kopiowanie Brytów i zaczyna się prawdziwa jazda, także gorąco zachęcam do spróbowania tej właściwej części serialu.
No w pierwszym może tak, ale później właśnie to się zmieniło i im dalej w las tym lepiej. Polecam jednak spróbować obejrzeć dalsze odcinki. ;)
Miałem dokładnie tak samo po 2 uważam nic się w tej kwestii wiec porzuciłem serial, niesety również nie byłem w stanie
ja :) Obejrzałam cały. Dla mnie żarty są strasznie prymitywne i zabawnych sytuacji naprawdę było parę.
Z bólem obejrzałam dwa pierwsze odcinki. Na trzecim wymiękłam. Nie rozumiem fenomenu tego serialu. Chyba że ktoś mi podpowie, od którego sezonu powinnam zacząć.
Office, office, office, wszyscy o tym Office. Obejrzałem parę pierwszych - i bryndza. Festiwal żenady, żarty przy których nie wiadomo gdzie oczy schować, zerowa empatia, szef który utrudnia wszystko i pracownicy którzy najlepiej pracują jak nie ma szefa. Niekompetencja, nuda, suchary i naśladowanie Hitlera.
Ale, kurde, to jest boskie!!! Na ten serial trzeba się nastawić mentalnie. To nie jest serial z kolejnymi gagami, kolejnym slapstickiem, facetem przebranym za babę czy śmiechem podkładanym z offu, żeby było wiadomo kiedy trzeba się śmiać. Pierwsze wrażenie może być negatywne, bo tu nie ma śmichów-chichów, tylko totalna jazda bez trzymanki.
Pierwszy odcinek - średnia 7,2/10. Obejrzałem... co, jakie 7,2?! Skąd taka wysoka średnia?! Ale po zakończeniu pierwszego sezonu obejrzałem jeszcze raz i ... kurde, dlaczego tylko 7,2!!! :-) Przecież to było wywalone w kosmos!
Co więcej, sezon drugi już nie jest taki odpałowy, i trochę chciało by się więcej hardcore :-) Ale dopiero sezon 3 uświadomił pewną rzecz. Bo wyszło na to, że o wiele ciekawsza jest praca w takim staroświeckim biurze, z totalnie oderwanym od rzeczywistości szefem, wśród miksu indywidualności, pracowników robiących sobie jaja, wkręcających innych i żyjących jak w dysfunkcyjnej rodzinie - niż praca w super oddziale, gdzie masz typowego szefa, widok z wieżowca, ale zamiast patrzenia na fajną dziewczynę i kombinowania jaki numer wyciąć kumplowi to patrzysz na wielki monitor i myślisz o wypełnianiu słupków w arkuszu.
I oczywiście Pam, Tim i Michael, ale moim ulubieńcem jest... kadrowiec Toby. Ten zawsze nieobecny wzrok, totalne wywalenie na wszystko i zawsze do bólu rzeczowe argumenty i nazywanie spraw po imieniu. Oraz Ryan - "tymczasowiec" który patrzy na wszystko z boku jakby był obserwatorem z zewnątrz i za każdym razem to co widzi przerasta jego najśmielsze przewidywania.
Dokładnie, po pierwszych dwóch odcinkach miałam odpuscić, bo poziom żenady był za wysoki, ale w pracy namawiali, żeby się nie zrażać. Oglądając kolejne odcinki pokochałam ten serial i specyficzne poczucie humoru. Teraz to chyba mój ulubiony serial.
Oj postawiłbym na równi z Teorią Wielkiego Podrywu, ale Przyjaciele dla mnie to porażka, humor jak z polskich kabaretów, nie śmieszy wcale...
Też nie rozumiem femomenu "Friendsów". Irytujący, mała zabawni bohaterowie i sztyczny, mało wyszukany humor.
Rozumiem. Aczkolwiek ja wolę B99 z Andy Sambergiem. Ale office jest blisko.
B99 ma po prostu szybsze tempo i humor który mnie osobiście jeszcze bardziej trafia
Jestem fanem komediowych amerykańskich seriali. Obejrzałem chyba wszystkie znane i sporo mniej znanych. Office zacząłem stosunkowo niedawno. Chciałem przestać oglądać po pierwszym sezonie, ale przeczytałem kilka opinii, by przetrwać i od drugiego jest już bardzo dobrze. Dokładnie tak uczyniłem i dzięki Bogu! Office to jest jedyny serial, gdzie naprawdę często rozśmiesza mnie do łez. Nie jest to prychnięcie, czy uśmiech pod nosem, serial jest według mnie przegenialny. Żałuję, że tak późno się za niego zabrałem. Na chwilę obecną, nie ma dla mnie lepszego serialu komediowego, niż ww. Pozdrawiam! ;)
Szkoda że 9 sezon, przez większą część trochę zepsuł. Aczkolwiek środkowe odcinki i końcówka, mocno uratowały to co scenarzyści spieprzyli (chociażby postać Andiego)
W ostatecznym rozrachunku nikt nie był irytujący! Każdy był bardzo potrzebny temu serialowi. Fakt, postać Andiego nieco popsuta. Lubiałem jego przyśpiewki i uważam, ze lepiej byłoby gdyby odszedł do show-biznesu. Dziwna akcja z samotnym rejsem a po powrocie scenarzyści zrobili z niego kompletnego frajera. Od początku dziwnie żonglowali jego charakterem. Denerwował motyw jego podlizywania się Michelowi, po kursie opanowania był fajną postacią oraz jako manager do momentu jego zwolnienia. Póżniej już było tylko gorzej, trochę szkoda.
Jeśli już to nie "najlepszy serial komediowy jaki kiedykolwiek powstał", tylko raczej "najlepszy serial komediowy jaki kiedykolwiek widziałem". Po pierwsze choćbyś się sklonował 100 razy to wszystkich nie widziałeś, poza tym choćby dla mnie jest cała masa lepszych ;)
Zgadzam się, że jeśli chodzi o humor, poziom gagów to ten serial nie ma sobie równych. Jestem na ósmym sezonie, jak zakończę chcę jeszcze obejrzeć angielski oryginał. Jednak proszę nie wrzucać Friendsów i "Himym" do jednego worka, ponieważ Friendsy czy mniej znany u nas Seinfeld zdecydowanie były prekursorami jeśli chodzi o sitcomy komediowe i naprawde były dobre. "Jak poznałem.." jest niesamowicie mierne i zżyna od Frindsów prawie wszystkie wątki, to samo robiło BigBang Theory ale ze znacznie lepszym skutkiem.