Trafiłam nań przypadkiem, wczoraj w nocy, na TVP2, zaczęłam oglądać gdzieś prawie w połowie. Świetnie sfilmowany, kamerami z ręki. Wrażenie paradokumentu, zwłaszcza w sekwencjach bez muzyki. Aktorzy - jakby byli swoimi bohaterami (a może nimi byli?). Ludzie, którzy mają marzenia i próbują je realizować. Bawią się, płaczą, "rozsupłowywują" swoje problemy, tworząc nowe konflikty. "C`est la vie, kogo to wszystko obchodzi." A mnie obeszło. Bardzo. Ma swoje słabości, jakieś dłużyzny może, których nie jestem w stanie teraz przytoczyć. Ale widzę, jak Ewa przemierza miasto, patrząc na ludzi, plakaty, budowle i mam ochotę iść z nią dalej, nawet za cenę bycia podglądaną przez chybotliwą kamerę. Dialogi tzw z życia, mówione naturalnie. Długo będę pamiętać babcię z Katowic o nieobecnym spojrzeniu martwego gołębia, który miał więcej szczęścia, niż ona. Żal, że Ewa się o tym nie dowiedziała...